Dlaczego nie warto się poddawać, czyli kop motywcyjny ☺

Witajcie!
Dziś porozmawiamy (czy raczej ja pogadam) o tym, czemu tak ważne jest, aby nigdy nie zaprzestawać rysowania, mimo że niekoniecznie wszystko nam wychodzi. Oraz, co bardzo ważne, po co próbować coraz to nowych technik plastycznych.
Posłużę się tu dwoma rysunkami, które w zasadzie powinny być identyczne. Wykonałam je na podstawie tego samego szkicu, używałam tego samego zestawu kredek. Mimo to portrety różnią się od siebie, i to bardzo. A to dlatego, że robiłam je w znacznym odstępie czasowym. Ale zacznijmy może od początku.

Powyższy rysunek robiłam po długiej, prawie półrocznej przerwie od pracy w technice kredkowej. Jakby tego było mało, w rzeczywistości nie potrafiłam wtedy kompletnie rysować kredkami: tę półroczną przerwę zrobiłam, bo za nic nie umiałam opanować kredek. Po kilku próbach uznałam, że to nie jest technika dla mnie i wróciłam do spokojnego i bezstresowego rysowania ołówkami, które znałam i kochałam. Nie chciałam wychodzić ze swojej strefy komfortu, którą było tworzenie w czerni i bieli. Gdy trzymałam w ręku kolorowe grafity, czułam jakbym przez te wszystkie lata rysowania niczego się nie nauczyła, jakby praca z nimi oznaczała zaczynanie od zera. 
Jednak tworząc szkic do obu rysunków z tego posta, postanowiłam spróbować jeszcze raz. Użyłam innych kredek, dobierałam kolory, które nie rzucają się za bardzo w oczy i nie będą dominowały nad innymi. Przyglądałam się zdjęciom referencyjnym, sprawdzałam, jak układają się cienie, dokładnie analizowałam każdy element, dosłownie uczyłam się wszystkiego od nowa i... nie udało mi się. 
No, może nie do końca. Nie jest tak źle, jak być mogło. Jednak cieniowanie naprawdę dało mi w kość, wiele razy wymazywałam całość i zaczynałam od nowa, ale w pewnym momencie na policzku i brodzie powstały ślady po zbyt mocno dociskanej kredce, których nie potrafiłam już wymazać. Poza tym, ten rysunek jest jakiś taki nijaki. Tak bardzo starałam się używać delikatnych kolorów, które by ze sobą współgrały, a nie zagłuszały się nawzajem, że aż przedobrzyłam. Jednym słowem, to rysowanie zszargało mi wiele nerwów, a nie przyniosło efektów, które wyzerowałyby bilans zysków i strat.

Rysunek powyżej stworzyłam dwa miesiące później. Bazowałam go na tym samym szkicu, uznając, że może ten pomysł da się jeszcze uratować. Nie korzystałam już ze zdjęć referencyjnych. Postawiłam na kilka kolorów dominujących, fiolet pod oczami rozświetliłam pomarańczem i czerwienią policzków, dodałam mocny akcent w postaci karminowych ust i... voilà!
Tym sposobem przekonałam się (i mam nadzieję, że was również), że nigdy nie wolno się poddawać i trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. W końcu praktyka czyni mistrza! ☺
Do następnego razu!
Elaine

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak trzymać ołówek, cieniować i co jeśli mimo upływu czasu nie zauważamy postępów w rysowaniu, czyli coś dla początkujących☺

Jak narysować usta?

Jak narysować oczy?